środa, 9 lipca 2014

Rozdział 3

Kiedy byłam już gotowa wyszłam z pokoju i podeszłam do drzwi Louis'a. Lekko zapukałam i usłyszałam jego głos, że mogę wejść.
- to co idziemy?
Spytałam stojąc przy framudze.
- no pewnie. Ale jesteś kulturalna.
- Innych uczę to sama muszę też pokazać. Dobra to co idziemy?
- No pewnie chodź.
Wstał z krzesła i razem ruszyliśmy do wyjścia z domu.
- To dokąd idziemy?
- na zakupy.
Spojrzałam na niego. Jedyny facet, który lubi zakupy.
- Nie mogę... nie mogę się bawić. kilkanaście dni temu moi radzice zmarli, a ja.. idź sam ja sę wrócę...
odwróciłam się i ruszyłam z powrotem do domu. Stał przez chwilę w miejscu, ale potem poszedł za mną i mnie zatrzymał. Ja już płakałam, więc stanął przede mną, dźwignął głowę i wytarł łzy. Patrzyłam na niego zaszklonymi tęczówkami i nie rozumiałam czemu tak się zachował.
- Rozumiem, ale nie możesz cały czas żyć przeszłością.
- Ale to moi rodzice. żyłam z nimi 17 lat i musiałąm ich stracić teraz?
znowu zaczęłam płakać, odruchowo się do niego przytuliłam. Po kilku minutach zorientowałam się, że jestem nadal do niego przytulona, więc się oderwałam i przeprosiłam.
- Ej no. Jest ci ciężko, ale przecież sama wiesz, że taka jest kolej rzeczy. Nie każdy żyje wiecznie.
- Przestań bo to nie pomoże, a ja nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że żyję w obcej rodzinie i nie mam już rodziców.
Ominęłam go i ruszyłam pod dom do ogrodu. Usiadłam na huśtawce i dalej płakałam. Nie rozumiałam Louis'a. Bo wiecie.. Najpierw tak mnie wkurza, przedrzeźnia, a teraz tak pociesza. Nie ogarniam po prostu. Usiadł na huśtawce obok mnie, a ja się odwróciłam do niego plecami. Pewnie już cały makijaż mi się rozmazał.
- Proszę idź.
powiedziałam, a raczej wyszlochałam.
- Nie zostawię cię teraz samej.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem.
- Louis... nie poradzę sobie bez rodziców... bez mamy..
kolejne łzy spływały po mojej twarzy, a on patrzył na mnie.. jakby było mu mnie żal...
- Poradzisz sobie. Wiem, że moi rodzice nie zastąpią ci twoich, ale poradzisz sobie. Masz przecież nas.
- tak Louis... ale ja nie potrafię wyobrazić sobie życia bez moich rodziców. W przyszłości moje dzieci nigdy nie poznają dziadków.
- Ej jeszcze przecież ojciec twoich dzieci może mieć rodziców tak? Spokojnie przecież poradzisz sobie. ej.. jesteś dzielna no nie?
- nie..
- nie wierzysz w siebie?
Przytulił mnie do siebie, a ja chętnie się w niego wtuliłam.
- Dziękuję... Wcale nie jesteś taki zły.
uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- no sama widzisz.. Pozory mylą.
- To nie były pozory. Przez te kilka dni robiłeś wszystko żeby wyprowadzić mnie z równowagi.
- Oj tam, ale przeżyłaś.
- Jesteś jak starszy brat.. wkurzasz, ale pomagasz.
uśmiechnęłam się i mocno go przytuliłam.
Na huśtawce wieczorem znaleźli nas jego rodzice. Nawet nie wiedziałam, ze tam stoją. Po prostu rozmawiałam z Louis'em, śmiałam się, a potem on mnie przytulał.
______________________
następny po 125 wejściach ^^

2 komentarze:

  1. No ja nie mogę..Ale super <3 Za twojego bloga dam sobie zyły podciąć :** Aż tak go uwielbiam <3 Przepraszam raczej kochamm <3 :**

    OdpowiedzUsuń